"Ucieczka z Nowego Jorku", z cyklu #200filmówdokońcawrześnia

20.08.2020

#200filmówdokońcawrześnia

20. Ucieczka z Nowego Jorku (1981) reż. John Carpenter


(11.07.2020 widziane w domu)

Ocena: 7/10 
(dobry; ma pewne skazy, lecz jest w nim coś porywającego; zbyt niedoskonały, ale przy tym coś wnoszący)

Trochę ocena naciągnięta, ale po prostu byłem urzeczony innością tej produkcji, od tych, co w tym czasie oglądałem i od tych, z którymi kojarzyłem lata 80. pod względem sci-fi i kina akcji. 



Nowy Jork potężnym więzieniem, dla wszelkich wyrzutków społecznych, kryminalistów i panów przestępców (pań przestępczyń). Terroryści porywają samolot z prezydentem USA i rozbijają go na terenie tegoż więzienia. Do akcji wkracza jedyny i niepowtarzalny, człowiek na bakier z prawem, były bohater wojenny - Snake Plissken (Kurt Russell). Ów wąż, ma uratować prezyednta w 24 h, jeśli się mu uda, to oczyszczenie z zarzutów i niech żyje wolność, i swoboda. 



Samo ukazanie więzienia od środka, z taką, a nie inną muzyką (swoją drogą, autorstwa reżysera) graniczy z kinowym undergroundem, czymś powstałym tak obok, poza mainstreamem, to jak taka perełka pomysłu, ze specyficznym wykonaniem, poza schematami. Co prawda po chwili czar pryska, bo film dosyć znany i ciężko tu mówić o jakimkolwiek undergroundzie - ale takie miałem odczucia, zresztą świadomy co musiało mnie kiedyś ominąć, jak podobne produkcje pochłaniałem lata temu. 


Bardzo przyjemnie oglądało mi się znajomą twarz Lee Van Cleefa (chociażby Angel Eye w "Dobry, zły i brzydki"). 

Zdjęcia momentami ciekawe, ale głównie brudny świat i muzyka robi tutaj klimat. Śmierdzi degeneracją, apokalipsą i ogólnym zepsuciem, a przy tym film nadal pozostaje przyjemnym akcyjniakiem, jakie wtedy królowały. 


Mi się bardzo podobało, zachęcam, choćby dla świadomości istnienia takich produkcji.

- X


JESTEM TEŻ TUTAJ

Komentarze