„Piknik pod Wiszącą Skałą”




Piknik pod Wiszącą Skałą (1975), reż. Peter Weir



Zahipnotyzowana, rozmarzona, zaintrygowana, oczarowana, w pewnym sensie również wyobcowana – byłam, jestem i raczej będę. 

Kilka dni po seansie, a gdy myślami wracam do tych obrazów lub słucham tej niebiańskiej ścieżki dźwiękowej, wciąż mam wrażenie, jakbym przebywała w otchłani Skały. Skały tak wysokiej, że będąc u jej podnóża, zauważam jak jej obszar pnie się ku błękitowi nieba, sprawiając wrażenie wiszącej nade mną i wszystkim innym znajdującym się niżej od monstrualnego pomnika przyrody. 

Duszno tu, pachnie piaskiem, piwem, bananami. Chyba zbliża się burza. 


Część pierwsza: dla tych, co nie widzieli i nie chcą żadnych spoilerów, a jedynie kilka informacji zachęcających do seansu filmu z nagłówka; lub dla tych, co widzieli, ale chcą sobie przypomnieć co nieco. 

Wszystko to, co jest jakby magiczne, baśniowe, oniryczne, zaczarowane, a równocześnie tak bliskie człowiekowi, jak natura, która w tym przypadku odgrywa rolę równie istotną co aktorzy (tu w głównej mierze aktorki), będzie prawdopodobnie kojarzyć się z Piknikiem. Znajdzie się w tej samej kategorii, w tej samej szufladzie. 

O tajemniczości fauny i flory kontynentu Australijskiego na wstępie wspomniano w pewnej recenzji* (odnośnik pojawi się pod koniec części drugiej – ze spoilerami, dlatego nie linkuję jej tutaj). Piszę o tym, bo wspomniano nie bez przyczyny, a ja uważam, że przyczyna dosyć istotna. Australia jest miejscem, w którym Wisząca Skała rzeczywiście się znajduje (można zwiedzać!!) i fakt ten wykorzystano, bo film tam nagrano. Jednak zanim film tam nagrano, to o miejscu powieść napisano. Napisano, bo ponoć cuda tam się działy. Zegarki swe wskazówki zatrzymywały punkt dwunasta; później ludzie znikali, po tym, jak ich jakiś kolorowy wiatr zaprosił do zwiedzania zakamarków formacji skalnych. Do całości dochodzi jeszcze informacja, że miejsce to było niegdyś święte dla zamieszkujących tam plemion Aborygenów.

Ktoś może mógłby uznać tę historię za jakąś wyssaną z żółwiej skorupy, ale nie Joan Lindsay, która uwieczniła ją na papierze (prawdopodobnie historia ta powstała w głowie autorki). Ja tej wersji papierowej niestety nie miałam okazji doświadczyć, a opinie o niej są podzielone, jak to zresztą zwykle bywa**. 

Ludzie, którzy znikali, to w tym przypadku cztery, uczestniczące w pikniku, uczennice wiktoriańskiej pensji Appleyard oraz nauczycielka matematyki (Panna McCraw – Vivean Gray), która zaniepokojona dłuższą nieobecnością dziewcząt, postanowiła (w celu poszukiwań) wybrać się na Skałę. Piknik miał być formą odpoczynku na 14 dzień lutego 1900 roku – święto Walentego (chyba wszędzie piszą, więc żeby zachować równowagę we wszechświecie, wspomnę też i ja, że w filmie data ta przypada na sobotę, a tak naprawdę, gdy przescrollujecie kalendarz, to ujrzycie środę). Inicjatorka dnia wolnego (może stąd ta sobota) i również założycielka tej prywatnej szkoły (Pani Appleyard – Rachel Roberts), odprawiając uczennice na wycieczkę, przestrzegła je przed zbliżaniem się do skały, gdyż czają się tam groźne węże. Kusząca propozycja dla młodych kobiet, które ograniczane wszelkimi zasadami, rygorystyczną dyscypliną, schematyczną nauką, niewygodnymi gorsetami; pragną zasmakować szeroko pojętej wolności, miłości i czegoś nieznanego, czegoś ukrywanego przed nimi. Ryzyko mimo strachu i ostrzeżeń.


Seans jest niczym marzenie senne w upalny dzień. Niektórzy piszą, że ich nużyło, nudziło, męczyło. Ja jako opozycja wstawiłam dziesięć na dziesięć filmwebowskich gwiazdek + serduszko, a to chyba już coś znaczy w dzisiejszym świecie monitorów i wypadków samochodowych. Tak czy inaczej, polecam włączyć i na spokojnie obejrzeć, by dowiedzieć się, jak ta cała zagadka zniknięcia się rozwiązuje. Gdy po seansie wrócicie tutaj i zapoznacie się z częścią drugą, to anioły Botticellego otworzą wam wrota do nieskończonego raju pian morskich, z którego się wyłaniają. 



"Sprawozdanie dla Pani Appleyard", czyli Część druga – dla tych, co film (i może też książkę) znają, wiedzą o czym jest i jak się kończy; lub dla tych, co spoilerów i interpretacji czegoś, czego nie widzieli się nie boją (choć osobiście odradzam).


Po przeczytaniu kilku recenzji, dostrzegłam stopniowość w poznawaniu tego dzieła. Podzieliłam je na cztery etapy/stopnie, które spójnie się ze sobą łączą, niczym różne barwy farb olejnych. 

Pierwszy stopień dotyczy tego, co realnie, prawdopodobnie mogłoby wydarzyć się na naszej planecie. Ten stopień jest prosty, podany jak na tacy. Myślę, że większość go od razu widzi i rozumie. Jednak wypowiadać się będę jedynie z mojej subiektywnej perspektywy, to będzie zapis moich prób logicznego wytłumaczenia (to, co w kwadratowych nawiasach). Mimo to wciąż nie wykluczam opcji, że ktoś inny zrozumiał to w ten sam sposób, co na korzyść pozwoli lepiej odczytać moją wizję.  

Drugi stopień jest rozwojem zakończenia pierwszego, wkracza w sferę nieznaną, pozaziemską i zaprasza do stopnia trzeciego, w którym króluje symbolika biblijna i mitologiczna naprowadzająca na poziom czwarty – całkowity. Poziom czwarty ukazuje to, z jakim problemem zmierzyły się wkraczające w dorosłość młode kobiety. Wszystko to, co było ukryte, zostało wystawione na wierzch. Poziom czwarty nie tłumaczy nieznanego, nie skupia się na przedstawieniu, kim jest lub czym jest Absolut. On tylko pokazuje jeden z wielu sposobów na to, by żyć w zgodzie z tym, co nas otacza, co na nas czeka. Mam wrażenie, że stopień czwarty ukazuje treść filmu jako autoterapię, rozmowę z psychoterapeutą, która pozwala na skuteczniejszą komunikację z samym sobą.






Etap I – To, co rzeczywiste, pierwszoplanowe, proste do odczytania, zrozumienia; logicznie wytłumaczalne; analiza przebiegu wydarzeń.

 
1. Pobudka. Nowy dzień, dzień św. Walentego, na który pani Appleyard zaplanowała piknik pod Wiszącą Skałą dla uczennic wiktoriańskiej, stawiającej na dyscyplinę szkółki. Miranda mówi do Sary „Musisz pokochać kogoś jeszcze poza mną, Saro. Bo ja nie zostanę tu długo”. 

[Zrozumieć to można dwojako, ta pierwsza opcja, pasująca do I etapu, brzmi według mnie tak: Dziewczyny po ukończeniu szkoły, będą musiały się rozstać, każda podąży swoją ścieżką, a Miranda uczucia nie odwzajemnia i chciałaby, by Sara nie była od niej uzależniona].

2. W trakcie przygotowań do wycieczki dowiadujemy się, że Sara wraz z dyrektorką zostanie w pensji, gdyż nie nauczyła się wiersza. 

[Dowód na to, że w tej szkole ten, kto schematycznych zasad się nie trzyma, dostaje karę. Co ciekawe Sara napisała wiersz (zamiast nauczyć się tego zadanego), którego pani Appleyard nie chciała słuchać, tak jakby bała się czegoś nowego, jakiegoś obcego punktu widzenia].

3. Wszystko gotowe do wyruszenia w drogę. Na pożegnanie, pani Appleyard ostrzega dziewczyny przed groźnymi wężami, które mogą znajdować się w pobliżu Skały, dlatego odradza wspinanie się na nią. 

[Jest to komunikat, który jak najbardziej pasuje do panujących norm w tej szkółce. Młode damy nie powinny robić rzeczy zagrażających im życiu, to nie ich rola. To zbyt niebezpieczne, nie wypada i można się ubrudzić].


4. W powozie dowiadujemy się, czym jest obiekt, do którego bohaterki zmierzają. 
Wisząca Skała to zastygła lawa wulkaniczna wypchnięta z głębokich warstw. Było to „piekielnie dawno” dla stangreta powożącego powozem, ale nie dla matematyczki, która posługując się wiedzą próbuje zapanować nad niepokojem, który rodzi się w niej w obliczu tego, co nieznane. To przecież „tylko milion lat”, mówi, „chwila z geologicznego punktu widzenia”. Dziewczęta są pod wrażeniem, szepcą: „czeka milion lat, właśnie na nas”. źródło – klik

[Tutaj nie tylko ja próbuję sobie racjonalnie wszystko poukładać. Wątpliwości rozwiewają również postaci. Im bliżej skały, tym bardziej atmosfera tajemnicy robi się gęstsza, i tym bardziej potrzebne są wyjaśnienia].

5. Na miejscu gęstość wzrasta dalej. Pierwsza nietypowość – zegarki zatrzymały się równo o dwunastej.

[Zastanawiałam się dlaczego, zresztą tak samo jak matematyczka, która od razu podaje logiczne wytłumaczenie, po to by oddalić od siebie strach przed tajemniczym. „Musi być jakiś magnetyzm” – mówi matematyczka].



6.
Następnie dziewczyny, jakby zapominając lub też ignorując słowa Appleyard, chcą  wybrać się na Skałę. Argumentują to tym, że Marion chce wykonać tam kilka pomiarów. 

[Raczej sytuacja bliska rzeczywistości, chyba każdemu zdarzyło się zrobić coś z ciekawości, coś w celu zbadania/zmierzenia/doświadczenia czegoś]. 

7. Przyjaciółki wychodzą coraz wyżej i wyżej. Ciekawość rośnie. Gdy są już na szczycie, zaczynają dziać się rzeczy mniej zrozumiałe. 

[Rzeczy które bardziej intuicyjnie odczuwam – poprzez różne formy artystyczne: ruchy kamery, nieznane dźwięki, wizualizacja jakiegoś zamętu, np. nakładające się na siebie ujęcia. Mimo to, wciąż doszukuję się logicznego wytłumaczenia. Najprościej uznać, że to zmęczenie po wspinaczce w upalny dzień, dlatego też dziewczyny robią drzemkę]. 


8. Po odpoczynku Edith nie czuje się najlepiej. 

[Ta bohaterka, w sposób trochę stereotypowy, jest przedstawicielką kogoś leniwego, otyłego, skupionego na doznaniach smakowych. Jest ociężała, jej ruchy nie są tak subtelne, jej wygląd nie wpasowuje się w, panujący wtedy (i chyba nie tylko…), kanon pięknej kobiety].

Przez ograniczone własnym ciałem ruchy, szybko czuje się zmęczona. Nawet po krótkiej drzemce kiepska kondycja nie pozwala jej iść dalej. Widząc, że rówieśniczki mają siłę na kontynuowanie zwiedzania zakamarków skały, popada w rozpacz, złość, zazdrość o to, że nie może poznać dalszej drogi. Edith niczym kilkuletnie dziecko, wrzeszcząc, zbiega z góry do pozostałych uczennic, które nie wybrały się na Skałę. 

[Tłumacząc sobie – wszystko współgra, zmęczona nie chce iść dalej, wraca do swojej bezpiecznej strefy komfortu].

9. W momencie, w którym Edith zbiega ze Skały, przeciwną czynność wykonuje matematyczka (jak się później dowiadujemy, Edith z daleka widziała ją w samych pantalonach).

[Ponownie ma to dwojakie znaczenie: to pierwsze, bardziej logiczne – było gorąco, zaniepokojona dłuższą nieobecnością nauczycielka jak najszybciej chciała dostać się na szczyt. W tym celu pozbyła się długiej sukni ograniczającej jej ruchy, podobnie zresztą jak pozostałe trzy dziewczyny, które zdjęły buty, rajstopy oraz gorset, by zapewnić sobie komfort przy wspinaniu].

10. Tutaj film powraca do wydarzeń w pensji. Opóźnienia powrotu z wycieczki wpływają na panią Appleyard, która ewidentnie wygląda na zaniepokojoną tym faktem. Około dwudziestej trzeciej, pod pensje przyjeżdża powóz, do którego zbiegają się wszyscy obecni w szkole, na czele z dyrektorką – radośni, że wycieczkowicze wrócili. Niestety radość szybko się kończy i pojawia się zagadka, którą racjonalnie myślący chcą rozwiązać. 



11. Rozpoczynają się poszukiwania, kierowane przez lokalną policję współpracującą z Aborygenami. 

[Ci drudzy są swoistym elementem, który pojawił się przez zwątpienie tych pierwszych w dedukcyjne poznanie świata. Może czai się tam coś pozaziemskiego. Coś, co spowodowało abstrakcyjne zniknięcie, którego nauka nie jest w stanie wytłumaczyć. Z pomocą przychodzi mistyczna intuicja, jednak nawet ona nie pomaga. Poszukiwania kończą się niepowodzeniem. Mimo to, niektórzy drugoplanowi bohaterowie pozostają przy zdrowym rozsądku i tłumaczą sobie, że na pewno da się jakoś wyjaśnić zniknięcie, np. porwaniem lub może upadkiem do dziury. Przecież takich incydentów w historii świata jest sporo…  

Ogólnie panuje przekonanie, że są pytania, na które nie da się udzielić jednej słusznej odpowiedzi. Coś jak zabezpieczenie przed tym „nieznanym”. Jeśli poddamy się tym emocjonalnym mistycznym zdarzeniom, które dodatkowo rujnują naszą „karierę”, to najpewniej skończymy jak pani Appleyard, która ewidentnie nie poradziła sobie z tym, co zaszło. Popadła w obłęd, sięgnęła po alkohol, nie mogła uwierzyć w to, że nie znaleziono odpowiedzi na zaginięcie uczennic. Przedstawiając kogoś bez pokory, kogoś, kto już nie ufa nikomu i niczemu, sama wkrótce wyruszyła na Skałę i tam zginęła. 

Kojarzy mi się to z poszukiwaniem odpowiedzi na to, co jest po śmierci. Póki jej nie doświadczymy, możemy się jedynie zastanawiać, sięgać po wytłumaczenia w religiach, filozofiach, lub po prostu z pokorą przyjąć nieznane]. 


12. Szaleństwo Appleyard, dodatkowo „sprowokowane” zostało przez samobójstwo Sary. 

[Wydawać by się mogło, że Sara nie bała się podjąć ryzyka szybszego skosztowania śmierci, ale myślę, że to wynika również z jej zmęczenia przykrościami jakie doświadczyła. Złe wspomnienia z sierocińca, do którego odsyłają ją z powrotem (opiekunowie nie wysyłają pieniędzy za jej pobyt w pensji); nieodwzajemniona miłość Mirandy oraz szkoła, w której jej buntownicza osobowość nie potrafi się odnaleźć. Sara może uznała, że życie jej już nic ciekawego nie zaoferuje, podążyła w nieznane niczym za Mirandą – swoją miłością].

13. Wniosek jaki pada na koniec, nie jest dla fanów logicznych wyjaśnień satysfakcjonujący, bowiem zatrzymujemy się w niewyjaśnionym.

„Ciało pani Appleyard znaleziono u stóp Wiszącej Skały 27 marca 1900 roku. Choć nieznane są okoliczności jej śmierci, sądzi się, że upadła wspinając się na Skałę. Poszukiwania zaginionych dziewcząt i ich opiekunki kontynuowano dorywczo przez kilka lat – bez skutku. Do dziś ich zniknięcie pozostaje tajemnicą”.

Peter Weir zastawia na nas pułapkę, bo miesza dwa porządki. Jeden należy do rzeczywistości zewnętrznej i tam poszukuje rozumienia. Skoro ktoś ginie, to ktoś musi być temu winny. Szukamy mordercy, a jeśli zginęła kobieta – gwałciciela. Jeśli kobieta ginie, a potem się odnajduje (jak Irma), albo nawet wraca sama, tylko przerażona (jak Edith), trzeba ją poddać badaniu ginekologicznemu. Obie dziewczynki są „nietknięte”, co wszyscy przyjmują z ulgą, ale tym bardziej nie rozumieją. Drugi porządek to rzeczywistość wewnętrzna. Pozwala ona przyjąć, że człowiek może zagubić się w swoim wnętrzu. Ten porządek przenosi nas zatem na inną płaszczyznę, gdzie racjonalność nie zawsze może pomóc, chyba że użyjemy rozumu do zgłębienia procesów nieświadomych, z całym splotem przeżyć emocjonalnych, duchowych, a nawet magicznych. źródło – klik



Etap II – Postój w niewytłumaczalnym, porównanie Absolutu do Skały, trochę gdybania.

Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Chyba każdy kto choć przez chwilę próbował wyobrazić sobie ogrom Wszechświata, szybko przekonał się, że jest to prawie niewykonalne. Kryje się w tej niewiedzy pewien lęk, a niektórzy posiadają jakąś wewnętrzną siłę, która pomaga im przepychać go na bok. Ten lęk może być porównany do tych niebezpiecznych zwierząt, zmęczenia, stromych i kruchych odłamków Skały, gęstych chaszczy, które szarpią ubrania i skórę. Wisząca Skała jest niczym Absolut, prawda nieskazitelna, idealna, niepojęta, stabilna, niepokonana. Coś, co faktycznie przyciąga niczym magnetyzm. Coś, co zatrzymuje czas i pozwala w nim trwać po to, żeby zgłębiać tajemnice czarnej materii, sfery duchowo-cielesnej, nadczłowieczej. Chyba od zarania dziejów ludzie głowią się nad sensem życia i tego, co po nim.

Peter Weir jest przykładem reżysera, który z żelazną konsekwencją realizuje od początku jedną artystyczną wizję świata, wykorzystując stały motyw, a pokazując jego różne oblicza. Weir jest wyraźnie zafascynowany wewnętrzną siłą człowieka, jego drogą ku Absolutowi, istotą tegoż Absolutu oraz wszystkim tym, co kryje się pod szerokim pojęciem „cywilizacja”. Pociągają go zagadki w życiu i w sztuce, co jest wyraźnie widoczne w jego starszych filmach, w których znaczącą rolę odgrywa nacechowana dystansem do ziemskiej rzeczywistości kultura Aborygenów. 

Co właściwie kształtuje ludzkie losy? Jaki wpływ ma człowiek na swoje życie? To kult siły i kult wolności, rozumianych zarówno jako wewnętrzne przymioty człowieka, jak i zewnętrzne, nadrzędne mechanizmy wpływające na jego byt. „Piknik pod Wiszącą Skałą” to bardzo szczególny zapis tej wizji. Szczególny dlatego, że raczej brutalny, ale też przesycony onirycznością i metafizyką pobrzmiewająca nieodmiennie w drobnej siateczce ludzkich emocji. 

I wreszcie sama Skała. Symbol doskonałości, Absolutu i Prawdy. Ostateczne wezwanie do przejścia na stronę duchową, do roztopienia się w całości stworzenia. Pierwotna siła, która trwa od wieków nieporuszona, której czas nie dotyczy. Zegarki wszystkich uczestników pikniku stanęły na godzinie dwunastej. Południe, czas przejścia. I rzeczywiście, jest to przejście na drugą stronę, gdzie Miranda jest aniołem – przewodnikiem. Jednak, chociaż mowa o doskonałości, nie sposób oprzeć się pewnym smutnym refleksjom. źródło – klik

---------------

 Wszystko zaczyna się i kończy o właściwym czasie i we właściwym miejscu. 

Czy tak rzeczywiście jest? Czy nasza egzystencja dąży ku jakiemuś celowi, ma sens i znaczenie, które pozostają dla nas ukryte? Czy jej bieg wyznacza logika wymykająca się naszemu pojmowaniu? Czy nawet wydarzenia, które zdają nam się jedynie chaotycznym splotem przypadków, prowadzą nas do jakiegoś z góry określonego punktu w czasie i przestrzeni, w którym od początku musiały się znaleźć?

Przytoczone przeze mnie słowa wypowiada jedna z nastoletnich bohaterek „Pikniku pod Wiszącą Skałą”, spoglądając na świat z wysokości tytułowej formacji skalnej wzrokiem zarówno jakoś osobliwie zapamiętałym, jak i całkowicie nieobecnym. Jej koleżanka stwierdza chwilę wcześniej: „Cóż robią ci ludzie, tam w dole? (…) Zadziwiające, jak wielu z nich żyje zupełnie bez celu. Choć możliwym jest, że spełniają jakieś funkcje zupełnie nieświadomie.”. Te pojedyncze kwestie nie znajdują swojej kontynuacji ani wyjaśnienia. I, w jakiś sposób, uosabiają naturę całego filmu: fabularnie i ideowo nieprzejrzystego, a jednak, jak się wydaje, przepełnionego bardzo silnym, choć trudnym do jednoznacznego zdefiniowania przekonaniem na temat ludzkiego życia i otaczającego nas świata. źródło – klik




Etap III - Niewytłumaczalne przelane na symbolikę Biblijną i Mitologiczną.

Skała jako Biblijny Bóg

(...)jeśli chcemy dopatrywać się w obrazie Skały obrazu Boga, to nie jest to wybaczający, miłosierny Bóg Nowego Testamentu. To Bóg, który nakłonił Abrahama, by poświęcił swojego syna Izaaka, Bóg, który wygnał Józefa i przeklął Kaina. Warunkiem istnienia plusa jest minus, więc doskonałość jest moralnie obojętna. Ale także wymagająca. Wymaga wyzbycia się wszelkich doczesnych więzów, wymaga poświęcenia jednostek silnych i niezwykłych. Jak mawiał Seneka, na najgorsze wojny wysyła się najlepszych żołnierzy. Konwenanse, które nas krępują, a także przywiązanie do rzeczy ziemskich, tego wszystkiego należy się pozbyć. źródło – klik


Biały Łabędź jako atrybut Afrodyty, symbol miłości,...

Biały łabędź, który „ukazywał się” (raczej w jego wyobraźni) Michaelowi Fitzhubert’owi, wtedy gdy myślał o Mirandzie, w której ewidentnie się zauroczył. Miranda była głównym powodem, poszukiwań, jej i pozostałych dziewczyn, na własną rękę.
 
Ptak ten przypisany jest Mirandzie, Mirandzie jako Aniołowi Botticellego – rzymska Wenus czy też grecka Afrodyta.

Afrodyta to starożytna grecka bogini kojarzona z miłością, pięknem, przyjemnością, pasją i prokreacją. Została zsynchronizowana z rzymską boginią Wenus. Główne symbole Afrodyty to mirty, róże, gołębie, wróble i łabędzie. źródło – klik

Biały łabędź jest symbolem czystości, piękna, światła i wdzięku, także szlachetności, mądrości i doskonałości.(...).
Legenda o cudownej pieśni umierającego łabędzia jest związana z łabędziem jako symbolem Muz i poetów.
Jako ptak związany z Afrodytą jest symbolem miłości.
W hinduizmie łabędź, w parze z gęsią, tworzą symbol doskonałej jedności, również symbolizują wdech i wydech.
W celtyckiej symbolice łabędź jest powiązany z muzyką, leczniczą mocą słońca i wody, także z miłością.
W chrześcijaństwie biały łabędź jest symbolem czystości Matki Bożej(...).
Symbolizuje również ludzi oddanych życiu wewnętrznemu.(...).
Łabędź jest też symbolem wierności małżeńskiej, co znajduje odzwierciedlenie w ich biologii, a także dwupłciowości ze względu na połączenie „męskiego” ciała i „kobiecej” szyi.

Łabędź jest atrybutem Afrodyty (jako symbol piękna i miłości, łabędzie ciągnęły jej rydwan źródło – klik

-W literaturze: 

„BRZYDKIE KACZĄTKO” H. CH. ANDERSEN
ŁABĘDŹ – SYMBOL MARZEŃ, DOSKONAŁOŚCI: Tytułowe brzydkie kaczątko to mały łabędź, który przyszedł na świat w kaczym gnieździe. Nie dowie się kim jest, dopóki nie minie okres jego dzieciństwa i nie przybierze wyglądu wspaniałego, królewskiego ptaka – łabędzia.

„BIAŁE ŁABĘDZIE” B. BUTRYMOWICZ
ŁABĘDŹ – SYMBOL ZAGADKI ŚWIATA, ZAGADKI BYTU: W tym symbolicznym wierszu biały łabędź (ze swoją wygiętą w znak zapytania szyją) staje się symbolem niejasności, tajemniczości świata.

Mademoiselle nazywając ją aniołem patrzyła na „Narodziny Wenus” Boticellego. Rzymską Wenus, czyli grecką Afrodytę, Parandowski (1924, s. 97-98) opisuje następująco: (…) nie miała ani ojca, ani matki. Mimo to nie uważała się za biedną sierotę. Pewnego bardzo pięknego poranku wyłoniła się po prostu z piany morskiej, niedaleko Cypru. (…) Za każdym krokiem Afrodyty wyrastały pod jej stopami najcudniejsze kwiaty. (…) wszystkich podbiła swym wdziękiem. (…) wszystkie serca stawały się jej uległe i posłuszne. Została boginią miłości. źródło – klik



Indyk 

W prekolumbijskiej jeszcze Ameryce Azteków, gdzie indyka udomowiono, był on symbolem płodności. Aztekowie wykorzystywali go też do ofiar przy ceremoniach płodności. Bardzo prawdopodobne, że hiszpańscy konkwistadorzy poznali ten symbol od Indian.
 źródło – klik

Kiedy dziewczynki, chichocząc, wsiadają do powozu, na trawniku przed domem gulgoczą białe indyczki. Zdawać by się mogło, że chichoczące dziewczęta w białych sukienkach i gulgoczące białe indyczki niczym się od siebie nie różnią i taki sam mają los przed sobą. Wkrótce okaże się, że nie wszystkie. źródło – klik




Stokrotka (ulubione kwiaty Mirandy)

Stokrotka jest symbolem niewinności, czystości, prawdziwej miłości, duchowości, nowego początku.
źródło – klik


Pani Appleyard 

Już jej nazwisko ma konotacje biblijne – popularne jabłko, „apple”, symbol pokusy, grzechu, ale także wiadomości dobrego i złegoźródło – klik

Do głowy przyszła mi pewna myśl/interpretacja (lub nadinterpretacja, sami oceńcie).
Pani Appleyard (wiadomo: założycielka i dyrektorka pensji Appleyard) jest w pewnym sensie uwięziona w tym jabłkowym sadzie – pensji i jej zasad. Zasad, które mają „chronić” uczennice i ją samą przed pokusami. Jednak dyrektorka również z pokusami ma problem. Sama chciałaby skosztować jabłek i w tym celu (jakby na złość, ale też jako bardzo przemyślany plan) prowokuje nimi dziewczęta. 
Jak wiadomo „zakazane owoce smakują najlepiej”, a młodzi, ciekawscy ludzie częściej są skłonni do łamania zasad, buntu. Więc Appleyard ostrzegając je, przed wężami zastosowała prowokację, wiedziała, że dziewczęta jej rad nie posłuchają. Po całym incydencie z zaginięciem, Appleyard była zmieszana, smutki zatapiała w alkoholu, tak jakby dręczyło ją poczucie winy za złamanie najważniejszej zasady w celach egoistycznych. Co ciekawe, zanim dostała komunikat o samobójstwie Sary, była już ubrana w żałobny strój – ponownie, tak jakby przewidziała, że to wszystko w ten sposób się zakończy. Wkrótce sama uciekła na skałę i mimo, że oczywiste dla niej było, że nie przeżyje – zrobiła to. Zrobiła to w ramach: kary – odbierając sobie życie i zmierzając się z tym czym kusiła przez zakazy; oraz nagrody – w końcu dostała to, co również dla niej było zakazane. 




Ta myśl łączy się (w mojej wizji) z etapem IV.


Etap IV – Wiktoriańskie podejście do dojrzewania, zmian w organizmie, poznawania swojej seksualności. Rozumienie siebie drogą do pogodzenia się z otaczającym nas światem.

Mistyczna otoczka, symbolika, niedopowiedzenia, doprowadziły nas w całkowite pojęcie tej historii. Zrozumienie potrzeb człowieka niezależnie od jego płci. Mimo, że film skupiony jest głównie na kobietach, to Skała wpływa także na Michaela, który również, tak jak kobiety w tamtym okresie (i ponownie, chyba nie tylko...), był „więźniem” ograniczeń kulturowych.  

Na piknik pod Wiszącą Skałę przyjechali też sąsiedzi – emerytowany pułkownik z żoną, ich angielski bratanek Michael i stangret Bertie, brat Sary, który nie wie, że jego mała siostrzyczka jest na pensji, tak blisko niego. Przyjechali nie po raz pierwszy, a więc miejsce to czymś ich do siebie przyciąga. Siedzą tam jednak milczący, spętani przez sztywne formy, nie patrzą wokół, są jak martwi. Dlaczego więc tam jadą i siedzą w upale, dręczeni lękiem przed owadami i żmijami? Bo stara-młoda wulkaniczna skała u stóp której siedzą, bojąc się podnieść na nią wzrok, ma w sobie magiczną moc. Michael, zapięty pod szyję jak wujostwo, wyrywa się z ich towarzystwa. Idzie nieśmiało do Bertiego, który pije piwo w rozchełstanej koszuli. Bertie jest żywy, ciekawy świata. Patrzą razem na przeskakujące przez strumień dziewczęta. Bertie, który nie boi się swoich popędów, głośno rozsmakowuje się w ich widoku. „Nie mów takich nieprzyzwoitych rzeczy” – karci go Michael. „Ja mówię, ty o nich myślisz” – odparowuje Bertie. I to nie on, ale milczący, spętany przez formy Michael rusza ich śladem, mówiąc Bertiemu, że „idzie rozprostować nogi”. Jednak dziewczęta znikają mu z oczu.

Ich zniknięcie na skale nie daje Michaelowi spokoju. I kiedy wszyscy w okolicy porzucili już nadzieję na ich odnalezienie, nakłania sceptycznego Bertiego do podjęcia poszukiwań. Jest tak zdeterminowany, że decyduje się pozostać sam na skale, gdy i Bertiemu braknie już wiary. Przechodzi tę samą drogę, którą szły dziewczęta, znajduje się pod działaniem tych samych niepojętych sił, które to każą mu zapaść w sen, to prowadzą go w głąb poprzez skalne szczeliny. Michael jednak nie zrywa kontaktu ze światem i znaczy swoją drogę, dając sobie w ten sposób szansę na odnalezienie drogi powrotnej, lub bycie odnalezionym. Kiedy wyprawa ratunkowa odnajduje Michaela, ten ostatkiem sił wciska Bertiemu rąbek białej sukienki. Michael dotknął rąbka tajemnicy – tajemnicy kobiecości. Tu się zatrzymał. Być może zginąłby, gdyby poszedł dalej. Pozostaje mu rana na głowie, identyczna jak rana Irmy. On musi się poddać, ale Bertie, żyjący w zgodzie ze swą naturą, może przejść tę drogę, znaleźć Irmę i wrócić cało. źródło – klik

Myślę, że przykład Berttiego jest świetnym „dowodem” na to, że zdystansowanie, pokora do siebie, pogodzenie się z własnymi wadami, edukacja w zakresie cielesności, jest nam ludziom naprawdę potrzebna.


Film stanowi jednoznaczną krytykę purytańskiej moralności i skostniałej wizji obyczajowości epoki wiktoriańskiej. Surowość zasad panujących w szkole staje się tu obszerną metaforą sztuczności i opresyjnego charakteru wielu systemów społecznych, jakie ludzkość stworzyła na przestrzeni dziejów. Film Weira kładzie potężny nacisk na kwestie związane z cielesnością młodych bohaterek. W świecie, w którym duchowość została sprowadzona do codziennych, skostniałych rytuałów, a tematyka związana z ciałem i seksualnością wyrzucona poza margines egzystencji, wyprawa Mirandy, Marion i Irmy na Skałę staje się dla nich okazją do poszukiwania i odnajdywania własnej płciowej tożsamości i budzącego się właśnie poczucia kobiecości. Kluczowy moment zdejmowania przez dziewczęta butów i rajstop to wyrazisty symbol uwalniania się z krępujących, opresyjnych okowów zasad i obyczajów panujących w społeczeństwie. Obraz pierwotnie zawierać miał sceny śmielej ukazujące fizyczność nastoletnich bohaterek; ostatecznie Weir nie zdecydował się na nie, swą decyzję tłumacząc chęcią uczynienia symboliki tych fragmentów bardziej niejednoznaczną. To wyjaśnienie nie do końca mnie przekonuje: film zaznacza kwestie związane z cielesnością dziewcząt (i nie tylko ich – dochodzenie ujawnia, że pani McCrow, która również zaginęła na Skale, wchodziła na nią w samej bieliźnie) wystarczająco wyraziście, by ich waga dla wymowy dzieła była niepodważalna, zarazem jednak zdaje się nie mieć wystarczająco dużo odwagi, by dalej je eksplorować.(...). źródło – klik

Ja w porównaniu do autora przywołanego fragmentu uznaję wyjaśnienie Weira – o chęci uczynienia symboliki bardziej niejednoznaczną – za przekonujące. Jest to według mnie dobry wybór, gdyż całe dzieło staje się dzięki temu bardziej uniwersalne i nie tylko skupione na problemie seksualności. Co nie zmienia faktu, że w mojej opinii, właśnie ta problematyka, została w sposób słuszny poruszona i przy próbie rozumienia tego filmu warto się na niej skupić.

W epoce wiktoriańskiej seksualność kobiet była traktowana z podejściem wręcz chorobliwym. Była tematem tabu. Restrykcyjne normy rozwinęły się z połączenia purytanizmu religijnego z ascetycznym oraz kategorycznym rozdziałem sfery męskiej i żeńskiej. Seks był występny i naganny, nie przynależał do uświęconego i moralnego świata domowego. Stan edukacji seksualnej w czasach apogeum wiktoriańskiego podejścia do relacji płciowych, uwieczniony w podręcznikach pisanych przez duchownych, był po prostu fatalny. Wiedza na temat seksu była rzeczą wstydliwą, zaś młodzież pozostawała pod tym względem w oficjalnej niewiedzy, aż do wieku dorosłego. Do tej pory kobiety były traktowane jako osoby bez seksualnych potrzeb. Dopiero freudowska psychoanaliza zaczęła zwracać uwagę na objawy cierpiących z tego powodu kobiet na histerię. To od nich pierwsi adepci tej metody zaczynali dowiadywać się o istnieniu ich nieuświadomionych dotąd myśli i potrzeb. źródło – klik

Mogłoby się wydawać, że problem poruszony w filmie jest odległy, nieaktualny, bo przecież obecnie mamy XXI w. i rozwój na tle kulturalno-społeczno-edukacyjnym od 1900 roku jest spory. A jednak, temat wciąż jest świeży i bywa niewygodny, o czym mogą świadczyć ostatnie wydarzenia w naszym kraju. Nie zamierzam się zagłębiać jakoś bardzo w politykę, bo to blog o kinie, więc tylko naznaczę ten teren, aby każdy mógł porównać sobie przesłanie filmu do rzeczywistości. 



Kontynuując myśl o jabłkowym sadzie dyrektorki – Pani Appleyard próbowała zataić przed dojrzewającymi dziewczynami temat kobiecej sfery intymnej. Prawda jest taka, że dyrektorka również tkwiła w tych sztywnych społecznych ramach, w których słowo pantalony trzeba było wymówić szeptem po francusku, a gorset był obowiązkowym pancerzem i w przypadku jego braku, pojawiało się lekkie oburzenie i wstydliwość. Rozmowy o stosunku, zmysłowości i uczuciach były wtedy nie do pomyślenia. Jednak bohaterki Miranda, Marion, Irma, matematyczka jak i później pani Appleyard (no i nie zapominajmy o Michaelu, który zahipnotyzowany nie tylko urodą Mirandy, a również chęcią zdobywania nowej wiedzy) zdaje się, że przełamują te twarde bariery. Dążą do życia w zgodzie z tym jak funkcjonuje ich organizm, jakie mają potrzeby, co odczuwają. Wszystko niczym ucieczka od tamtejszej rzeczywistości – w senną Skalną podróż. Skała jako symbol nieznanego, nie ogranicza się już tylko do pojęcia Absolutu, ale również do odkrywania własnego psychiczno-biologicznego wnętrza; podróży w stronę początku życia, poznawania skomplikowanych mechanizmów ciała. Nic dziwnego więc, że dzień pikniku to święto patrona miłości. 

Dziewczęta idą naprzód, ale też w górę i w głąb. Czego szukają? Wiedzą, że niezwykła skała, która „czekała milion lat właśnie na nie”, ma w sobie coś, co je przyciąga, czemu nie chcą się oprzeć. By to poznać, trzeba się w nią zagłębić. To jak tajemnica kobiecej seksualności, ukrytej we wnętrzu ich młodzieńczych ciał, ale też w ciałach ich matek i pramatek. Zagłębienie się w skałę jest więc zgłębieniem tajemnicy o tym, co jest esencją ludzkiego życia, tajemnicy o trwaniu ludzkości przez „milion lat”. Można o tym myśleć w sensie filogenetycznym – jako cofaniu się do zarania ludzkości, ale też w sensie ontogenetycznym, jako powrocie do łona matki w poszukiwaniu fuzji.[2] Zagłębienie się w czarną skałę nie jest ruchem naprzód. Jest cofaniem się do zarania. Dojrzewające dziewczęta, znajdujące się pod olbrzymim naporem ponownie rozbudzonych seksualnych popędów, nie mogąc pojąć co dzieje się w ich ciałach i umysłach, cofają się w głąb siebie, by odkryć tajemnicę kobiecości i odnaleźć sens swego istnienia. To, co tam napotkają, może zaważyć na ich przyszłości, przesądzić o tym, czy wrócą do świata żywych, czy też zagubią się na zawsze. Bowiem w adolescencji popęd seksualny idzie ramię w ramię z popędem śmierci.  źródło – klik




Jeśli dotrwałeś do końca, to naprawdę się cieszę i dziękuję. Mam nadzieję, że przywoływanie wypowiedzi z innych recenzji poszerzyło waszą (moją na pewno) wiedzę. 

Na koniec zaproponuję przeczytanie w całości analizy Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego, z której padło tutaj najwięcej cytatów –  psychoanaliza.org.pl/piknik-pod-wiszaca-skala-proba-psychoanalitycznej-interpretacji.

*ponapisach.pl – wzmianka o Australijskiej faunie i florze



-Y








Komentarze