Arcydzieło, tandeta i sympatyczny thriller.

  #200filmówdokońcawrześnia



68. Idź i patrz (1985) reż. Elem Klimow


(20.08.2020 obejrzane)

10/10

Nie wiem czy komukolwiek udało się tak ująć grozę wojny, jak Klimowowi. Pisanie o tym filmie niespecjalnie ma sens, nie za bardzo wiem, co mogę napisać, poza tym, że jest to film wybitny realizacyjnie oraz inscenizacyjnie, że osiągnięto tu niesłychany realizm i doprowadzono do krańców aktorskich wyżyn debiutującego wówczas Aleksieja Krawczenko, że ruch kamery i użycie dźwięku są również wybitne, że poetyka niektórych scen to 'sztuka filmowa' w dumnym tego wyrażenia znaczeniu. Jedyne, co drażni, to trochę przerysowani Niemcy, reszta to czysty transowy horror, który się wydarzał i oby się więcej nie wydarzał (idąc za filmu przesłaniem). Obejrzyjcie, bo to kino nierzadko człowieka zmieniające i chyba będące czołowym antywojennym manifestem X muzy. Amerykańskie kino nigdy nie było tak blisko wojny. 



69. Smoking (2002) reż. Kevin Donovan


(21.08.2020 widziane)

3/10

Bzdurna komedyjka z Jackie Chanem, który klasycznie jest najlepszą stroną projektu. Jest to film produkcyjny, nie ma tu możliwości na jakieś szczególne innowacje, myśli, cokolwiek, ale tez miło mi się oglądało to śmieciowe, beznamiętne 'kino', pewnie przez sympatię do wyżej wymienionego aktora. Wyjściowy pomysł to raczej niewypał fabularny i scenariusz często niedomaga, ale realizatorzy się raczej dobrze na planie bawili (tak mi się zdaje). A!.. i miło mi się to oglądało pewnie też przez to, że był to wówczas dla mnie powrót do Pana JC, którego we wczesnej młodości i dzieciństwie częściej oglądałem. A no i bywa to żenujące i przez to czasem urocze, jak bardzo nietrafione. 



70. Nagi instynkt (1992) reż. Paul Verhoeven


(21.08.2020 obejrzane)

7/10

Pamiętam, że dawno temu bardzo mnie ten film intrygował, ale jakoś tak się złożyło, że obejrzałem go przypadkiem, znalazłszy go na Netflixie. To znaczy... przypadkiem na niego natrafiłem i wówczas uświadomiłem sobie, że o nim zapomniałem. W każdym razie Nagi instynkt jest dosyć ożywczym i odważnym thrillerem, jak na tamte lata, który przedostał się do mainstreamu. 

No, ale jak spróbujemy spojrzeć na przyczyny sukcesu, to w zasadzie większość wątpliwości zostanie rozwianych, mianowicie – Sharon Stone i cały erotyzm z nią związany. Ubrane to wszystko w szokująco-intrygującą sprawę zabójstwa i jakże intelektualną grę między dominującą (zarówno nad mężczyznami jak i kobietami) pisarką i panami śledczymi, a raczej jednym konkretnym – Nickiem Curranem (Michael Douglas). Przyprawione muzyką Goldsmitha (spora część sukcesu, choć dla mnie trochę szarżuje) i przede wszystkim (oprócz Sharon) reżyserią Verhoevena. Zdarzają się tu świetne sceny, choć osobiście uważam, że widza się zbyt mocno doinformowuje, a twisty fabularne podane są zbyt łatwo.

Po latach, jak się już zdarzyło obejrzeć, to się okazało, że nie taki zły ten film, więc jak ktoś chce, to nie musi, ale może. 



Kto dotarł tu – patrzcie jaki X teraz na środku, a zawsze z lewej i jeszcze pauzę usunąłem.

X




Komentarze