Nielubiany Tarantino, naloN, śledztwo Polańskiego i zagłada Tokio

   #200filmówdokońcawrześnia



74. Jackie Brown (1997) reż. Quentin Tarantino


(26.08.2020 obejrzane)

7/10

W tytule napisałem 'nielubiany', a to z takiej racji, że gdzie nie przebywam wśród fandomu Quentina, to zawsze (hiperbola) najbardziej jaskrawymi 'gniotami' tegoż reżysera są właśnie „Jackie” i nierzadko „Death Proof”. Co lepsze – nawet podejrzewam, z czego to wynika. 

Trzeci film Tarantino nie jest krwawą jatką, nie jest też szczególnie fajerwerkowy, w zasadzie najbardziej przypomina konwencjonalny kryminał – który snuje się jednak po swojemu (przypominając nieco Jarmuscha). Przyciąga szczerością i świetnymi postaciami opowiadając o tytułowej stewardessie, przyłapanej na przemycie pieniędzy, która rozpoczyna grę między FBI i jej pracodawcą – handlarzem broni. Jest w tym filmie coś takiego, co sprowokowało mi pewną myśl podczas seansu: że wolę Tarantino z lat 90. (nie licząc „Kill Billa”). 

Co prawda sama intryga trochę się ciągnie (co albo nie angażuje, albo pozwala się z filmem ponudzić), ale został tu wykreowany dosyć dojrzały romans, niejako oderwany od tego całego sensacyjnego świata, stanąwszy się pewnym „hołdem dla dojrzałości, dla piękna zmarszczek, dla akceptacji” – cytat znajomego z FW. 

Mam jakąś cichą sympatię wobec tego filmu, większą nawet niż do większości jego dzieł – polecam się zmierzyć. 


75. Tenet (2020) reż. Christopher Nolan



(26.08.2020 widziane w kinie)

4/10

O „Tenecie” pisałem bezpośrednio po seansie; przyjęło to formę luźnego słowotoku (spowodowanego czasem publikacji). Mój stosunek do tego filmu się za bardzo nie zmienił i szczerze, to mi się niespecjalnie chce o nim pisać (zarówno o stosunku, jak i o filmie), więc po prostu podlinkuję:

Nolan ty ***** ****** przestań mi szare komórki prześladować!!!111


76. Oficer i szpieg (2019) reż. Roman Polański



(27.08.2020 obejrzane w kinie)

7/10

W tytule oczywiście chcę tylko przyciągnąć uwagę (choć w tym filmie można się doszukiwać odwołań do owego śledztwa).

Solidny (słowo kluczowe) dramat historyczny. Widać warsztat wybornego reżysera, ale też czuć pewną akademickość (co mi akurat, z racji historyczności i biograficzności, nie przeszkadza) – nie jest to film szczególnie emocjonalny, nie jest też kontrowersyjny filmowo, temat daje możliwości i zostaje to wykorzystane; podany w sposób konkretny, rzeczowy, precyzyjny, z dbałością o szczegóły – „dyscyplina utrzymana po żołniersku, ale czuć, że pod sztywnym mundurem filmu mocno bije serducho” (cytat znaj. FW). Całkiem zacne oddanie epoki. Satysfakcjonujący seans; z historią francuskiego kapitana Alfreda Dreyfusa, który został niesłusznie oskarżony o zdradę stanu i skazany na dożywotnie więzienie warto się zmierzyć. 

„Przecież to jest hit, doskonałe kino historyczne” (znaj z FW) – polecam.



77. Gamera (1965) reż. Noriaki Yuasa



(24.08.2020 obejrzane)

1/10 

(1 - nieporozumienie (niekoniecznie od strony artystycznej, ani produkcyjnej), film o błędnych założeniach, które wywołują fatalny efekt mimo ewentualnej jakości; tak zły, że aż dobry; na granicy, wymykający się ocenie bądź zdolnościom poznawczym oceniającego)

Gamera, to konkurent (tylko bardziej niszowy) Godzilli, znany w Japonii niemal równie mocno. Sam film jest realizacyjnie przestarzały (klasyczne, gumowe potwory <3), scenariuszowo absurdalny i generalnie dzisiaj patrząc dość kiepski, ale to wszystko działa w sposób odwrotny – jest ciekawostką, jest na tyle bzdurną i nieudaną ciekawostką, że w całym tym seansowym zjawisku jest coś pociągającego. To takie niemal 'tak zły, że aż dobry'. Zakończenie jest wspaniałe i nic na to nie poradzę. Czy warto? Nie. Czy żałuję? Nie. Czy obejrzałbym ponownie? xD może. 


Niby maj, ale padało. Miło się trzymajcie.

X


Komentarze