Kobieta w żółtym kombinezonie, czyli trochę o Kill Bill: Vol. 1

18.10.2019
Nadrobiłem ostatnio czwarty film, znanego ze swojego fetyszu stóp, reżysera (oczywiście chodzi o Quentina Tarantino).

Generalnie powód obejrzenia nie był jakiś wymyślny. Przez jakieś 1/2 h przeglądałem ofertę HBO GO (informacyjnie, nie promuję, bo nam nie płacą). Widziałem wiele tytułów, które są na mojej liście "do obejrzenia", ale sam wybór filmu bywa problematyczny.
Finalnie zdecydowałem się na "Kill Bill: Vol. 1", bo i tak kiedyś bym nadrabiał (to czemu nie dziś?). Obejrzałem kulturalnie, z napisami. W sumie dostałem, czego się spodziewałem.

Film krwawy (w końcu Tarantino), czarny humor dominuje, no i nie jest to film poważny. Reżyser ewidentnie bawi się gatunkami. Gołym okiem widać sporo inspiracji kulturą japońską, westernami, filmami klasy B itd. Trochę zalatuje parodią kina kung-fu, ale jednak narracja filmu jest na poważnie. Soundtrack jest świetnie dobrany i sam w sobie może zachwycić.

Subiektywnie, ciężko ten film polecać. Nie opowiada o ważnych problemach ani nie powoduje jakichś większych refleksji. Natomiast jest to ironiczno-groteskowe kino sensacyjne, w postmodernistycznym, charakterystycznym stylu, przesiąknięte krwią, odpadającymi kończynami, nietłumaczonymi, japońskimi dialogami (które nadają klimatu i mistycyzmu). Wbrew pozorom ta mieszanka gatunkowa, łączenie czarnej komedii z tragiczną historią głównej bohaterki, niebanalny scenariusz, dobre ujęcia i ukazanie części fabuły za pomocą anime, przyczyniła się do tego, by film stał się kultowym i niepokonanym w swojej kategorii.

Podsumowując: nowatorski, dla wielu kontrowersyjny, epatujący przemocą, zniesmaczający, aczkolwiek ma też niemałą rzeszę fanów 😉
Specyficzne kino rozrywkowe, do mnie trafiło, mam ochotę obejrzeć drugą część.

- X

PS. Ponoć pan reżyser napisał scenariusz specjalnie dla Umy Thurman, na jej trzydzieste urodziny (lubi ganiać z mieczem, czy co?).

Można przeczytać również TUTAJ


Komentarze