Rękopis znaleziony w Saragossie

 Rękopis zapisany w Saragossie (1964), reż. Wojciech Jerzy Has


Niewątpliwie jest to jeden z najlepszych filmów, które udało mi się dotychczas obejrzeć. Dawno też nie miałem takiej zwykłej, niewinnej radości z oglądania ruchomych obrazów. W dodatku ciężko wymienić mi jakąkolwiek wadę. Ten film mnie pokonał, zwyczajnie, po prostu. 

Hasa na razie dużo nie oglądałem, w zasadzie chyba tylko „Lalkę” przy okazji licealnej lektury adaptowanej prozy, wiedziałem więc tylko tyle, że ponoć wybitny koleś i o dziwo intuicyjnie czułem, że to może być prawda. I chyba jest. Konstrukcja tego dzieła, jak i przede wszystkim materiału źródłowego – powieści Jana Potockiego o tym samym tytule – jest nazwana przez mądrych ludzi szkatułkową, co ma znaczyć tyle, że opowiadane historie, choć każda z nich toczy się w innym czasie i innym miejscu, przenikają się, tworząc przedziwną sieć powiązań i zależności – przez tę konstrukcję film jest niesamowicie złożony i wybitnie prowadzony, gdzie narracja (jak na filmowe realia) jest dosyć eksperymentalna. 


Gatunkowo jednak trochę się to rozmywa, ktoś, a dokładniej francuska badaczka Anne Guerin-Castell, doszukała się tutaj (jak donosi Wikipedia) nawiązania do westernu, filmu płaszcza i szpady, filmu fantastycznego, melodramatu, burleski oraz komedii muzycznej – co świadczy o filmowej wyjątkowości, „Rękopis” sam w sobie mógłby być swoim własnym gatunkiem. 

Fabularny zarys prezentuje się następująco: Alfons von Worden (Zbigniew Cybulski), kapitan gwardii króla Hiszpanii podróżuje przez góry Sierra Morena. Poznane w gospodzie mauretańskie księżniczki odkrywają przed nim, że został wybrany do wielkich zadań, najpierw jednak musi przejść szereg prób. Bohater zostaje wplątany w serię niesamowitych wydarzeń  i sytuacji.

Aktorsko, proszę państwa, jest, jak to ktoś napisał – brylant. Z racji satyryczności ktoś pewnie odczuje teatralność, ale to żadna skaza, szczególnie gdy jest to konwencją. Nie dostrzegłem tu wybijającej z filmowego transu roli, co często się niestety zdarza, szczególnie na trzecim, a czasem nawet i na drugim planie. Muzyka Krzysztofa Pendereckiego to źródło klimatu, niepokoju, satysfakcji dla widza. Przygotowane lokacje, wykorzystana przestrzeń, scenografia – to wszystko jest tu znakomicie przystrojone, łącznie z całkiem zacnymi kostiumami. Technicznie mamy do czynienia z czołówką tamtych lat. Nawet napisy początkowe mi się podobały, czcionka – to wszystko gra. Mistrzowska reżyseria, poetyckie, okraszone ironią dialogi, co za tym idzie – wyborny scenariusz, nie wspominając o zdjęciach.


Arcydzieło Hasa (jak dla mnie też arcydzieło kina) zostało bardzo przychylnie przyjęte na zachodzie. Jak donosi Wikipedia: wielu reżyserów, w tym Martin Scorsese, Luis Buñuel, David Lynch, Lars von Trier, Harvey Keitel oraz pisarz Neli Gaiman uznało „Rękopis” za jeden z najwybitniejszych filmów kina światowego. A ja się cieszę podobnym wrażeniem i równie podobnym uznawaniem. Nie chcę szczególnie zagłębiać się w opisywanie tego filmu, bo naprawdę lepiej go po prostu obejrzeć. Proszę jednak pamiętać, że to kino dosyć specyficzne i skoro powszechnie uznane za film wielki, znaczy, że niekoniecznie musi być szczególnie przyswajalne (powielam tutaj bardzo przemyślane stereotypy, jak najbardziej należy się sugerować). Jest to film i lekki i wymagający zaangażowania. Jakby komuś to miało pomóc (bo film trwa 3 godziny), to mniej więcej w połowie jest przerwa zainicjowana przez twórców. Można zatem sobie film podzielić.

Polecam gorąco, warto, idę się zachwycać przez resztę dnia, dobranoc.

– X

Komentarze